myślać, że choroba była nie mało znaczącą niedyspozycją, ale czemś może nawet życiu zagrażającem... Ktoś przed królową wymówił to straszliwe słowo: — ospa!
Naówczas żadna już siła nie mogła powstrzymać Marji.
W przedpokojach chcieli ją doktorowie nakłonić, aby siebie szanowała.
— Moje miejsce jest przy królu, — rzekła z powagą — obowiązek mnie tam powołuje i żadna moc powstrzymać nie może.
Nikt też w tej chwili nie śmiał się jej przeciwić. Weszła do sypialni, przystąpiła do łóżka i zabrała przy chorym miejsce.
Od tego momentu już się stąd nie dała odprowadzić; ona podawała mu lekarstwa, napoje, poprawiała posłanie, układała poduszki, spełniała wszystkie posługi około chorego.
Król, który spostrzegłszy ją, poznał, okazał w początkach pewne wzruszenie, ale w istocie tak był strwożony o siebie, że go niewiele co więcej obchodzić mogło.
W mieście niewypowiedziana zapanowała trwoga... Szeptano o ospie; obawa o króla była niezmierną.
Tymczasem już nad wieczorem stary uczony lekarz, słynący z nauki i dziwactw, oświadczył chłodno przybywającemu księciu Orleanu, iż król ma wprawdzie silną gorączkę, ale ona ospy zapowiadać nie może.
— Jestem tego pewien, — rzekł — gorączka natury złośliwej i niebezpieczna, ale siły młodości wielkie, nie obawiajmy się o króla!
Stało się, jak uczony przepowiedział, i gdy tylko uzyskano pewność, że królowi nie zagraża ospa, postarano się o przerwanie gorączki. Trzeciego dnia niebezpieczeństwo przeminęło zupełnie.
Królowa dotąd nieodstępnie czuwała przy łożu jego, nie narzucając mu się, milcząca, — istna siostra miłosierdzia.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.