pierwszy od dawnego czasu, Marja powróciła do swoich pokojów, gdzie jej towarzyszyła księżna de Luynes.
— Widzisz mnie, — rzekła, obejmując ją — o tyle szczęśliwą, o ile teraz być mogę. Ludwik ma serce anielskie; widzisz, że sam przyszedł podać mi rękę do zgody, a nawet Fleury’ego zmusił przyjść z sobą. Wszyscy ci, którzy spodziewali się już widzieć mnie odpędzoną, wygnaną, opuszczoną, będą zawstydzeni. Nad to, co mi Ludwik powraca, nad serce nie żądam więcej.
Księżna de Luynes słuchała z uwagą, ze współczuciem, ale z wyrazu jej twarzy nie widać było, ażeby podzielała radość i nadzieję królowej.
— Dziękujmy Bogu za to, co jest, — rzekła wkońcu — chociaż ja się obawiam, abyś w. król. mość nie doznała zawodu. Więcej daleko wymagać mieliście prawo... Fleury z pewnością nie zmieni swoich planów — a król, jeśli się nie mylę, uczynił tylko ten krok, aby ludziom okazać, że oni go nie znają, że zawsze mylić się będą, tłumacząc jego czynności. Chce dla świata pozostać zagadką. Formy i reguły król szanuje i uczy drugich, aby ich nie lekceważyli... Zresztą, któż wie pobudki tego kroku?
Królowa, nie dając jej mówić, przerwała żywo:
— Proszę cię, przyjaciółko kochana, nie odbieraj mi choćby złudzenia! Po wiele razy w życiu formami się trzeba zaspokajać, gdy więcej uzyskać nie można... Co przeszło — zapomnijmy; jam skorzystała wiele z łez wylanych, wiem, żem się wielu rzeczy wyrzec powinna... Dobry mój, rozumny ojciec przewidywał to wszystko: powinnam stać zdala i mężowi osładzać chwile wolne od publicznych obowiązków. Bourbon, dla którego miałam wdzięczność, zmusił mnie... Drogo przypłaciłam ten krok fałszywy. Odtąd trzeba zaniechać wszystkiego, co mi zakazane, zamknąć się w mojem kółku rodziny i przyjaciół.
Głos jej drżał, mówiła, przerywając i ocierając
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.