oczy. Księżna de Luynes dozwoliła się jej wynurzyć swobodnie.
— Wszystko to wybornie jest obmyślane, — rzekła wkońcu, wysłuchawszy królowej, która się nad postępkiem męża unosiła — ale wątpię, ażeby polepszyło stosunki z n. panem lub Fleury’m. Ostatni jest nieubłaganym, zawsze się lękać będzie wpływu waszego, a więc stać, niestety, na straży pomiędzy w. król. mością a jej mężem. Lękam się nawet, aby nie pobłażał wychowańcowi i nie pomagał, gdy młodzież szukać będzie mu rozrywek.
Znaczenie rozrywek zrozumiała Marja i wzdrygnęła się... Głos jej się zmienił.
— Król pozostał mi dotąd wiernym, — rzekła — nie poniży się, nie przypuszczam tego.
— Tak, dotąd Ludwik miał poszanowanie własnej godności, — przerwała księżna — ale za przyszłość nie ręczę. Richelieu i młodzież zręczniejsi są od ks. Bourbona... Nasze panie czyhają na niego; król młody, towarzysze jego mają w tem rachubę, ażeby mu je stręczyć.
Luynes, widząc łzy na powiekach królowej, wstrzymała się.
— A! nie przewiduj, nie mów mi o tem — szeptała cicho królowa. — Ludwik ma religję, nie złamie przysięgi.
Spojrzały na siebie, posmutniały i zamilkły.
Nazajutrz Villars przybył powinszować królowej odwiedzin króla, zgody. Całe miasto o nich wiedziało, ale bystrzejsi niewiele z tego obiecywali.
Villars dopytywał szczególniej o znalezienie się kardynała.
— Ja mu nic nie mam do zarzucenia — odpowiedziała królowa. — Już to samo, że króla nie odwodził od kroku do zgody, że sam mu towarzyszył — znaczy wiele!... Ja odtąd, wyrzekłszy się polityki, będę spokojną. Mam moich ubogich, nabożeństwo, zakonnice, muzykę, książki — czegóż mi więcej?
Królowa mówiła to tak żywo, jakby sobie samej
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/196
Ta strona została uwierzytelniona.