nego, i z marzyciela w przekonaniu ogółu stać się wzorowym monarchą.
W Luneville’u dopiero osiedla się Stanisław, aby tu spędzić ostatki życia w warunkach, zbiegających się najdziwniej, aby mu dać okazać całą energję i siłę ducha, spokój filozofa, rezygnację chrześcijanina, rozum wpośród sprzeczności i zawikłań, umiejący zawsze widzieć swoją drogę jasno.
Stanisław, pobłażający wielce, musiał jednak czasami pozbywać się ludzi, których uwielbienie cień na niego rzucało. Do takich należał przewrotny pochlebca Voltaire, który, potrzebując trzymać się czyjejś klamki, nie rozumiał lub udawał, że nie rozumie, co to znaczy, gdy mu ją zamykano przed nosem.
Napróżno dawano mu grzecznie do zrozumienia, iż przestał być pożądanym gościem. Gdy chłód i zobojętnienie nic nie pomagały, król żartobliwie zapytał skromnego marszałka swojego dworu, czyby nie miał skutecznego sposobu na pozbycie się tego złego ducha?
— N. panie, — odparł stary Borowski — jest-ci środek pewny: — hoc genus idemoniorum non ejicitur, nisi in oratione, in jejunio.
Znaczyło to, że potrzeba go było wprost zmuszać głodem do ustąpienia... Nie dawano mu więc jeść... Uparty Voltaire napisał do marszałka dworu bilecik: „Gdy poeta Wirgiljusz był na dworze króla Augusta, Aljantus miał o tem staranie, aby mu na niczem nie zbywało“.
Kiedy na liścik ten nie odpowiedziano, Voltaire i pani de Chatelais zmuszeni zostali Luneville opuścić, gdzie im było bardzo wygodnie.
W pożyciu króla i królowej lata od zawarcia małżeństwa do r. 1744-go, a zatem całych lat osiemnaście, stanowią pierwszą epokę tej walki, która się zamyka nie namiętnością, ale zimnem jakiemś, rozpaczliwem rozpasaniem.