tem powietrzem dworskiem, którego piersi moje tak bardzo potrzebują; żadna plotka nie przeleci w powietrzu, żeby się o moje nie obiła uszy.
Włodek winszował. Gdy nawzajem kolej przyszła na niego opowiadać o swoich losach, Polak nie miał się z czem chwalić.
— Znajdujesz mnie, panie kapitanie, — rzekł — gros Jean comme devant, na starem stanowisku, na któremś mnie porzucił. Nie dorobiłem się niczego, a wielu złudzeń pozbyłem po drodze.
— I wielu osobliwym rzeczom i wypadkom miałeś zręczność przypatrzyć się zbliska — dorzucił kapitan, prowadząc gościa do pokoju, który zajmował, ofiarując się nawet ogromnem łożem podzielić.
Włodek przyjął chętnie gościnność tymczasową, uspokajając Lozilières’a, iż długo korzystać z niej nie będzie, gdyż do Luneville’u pośpieszać musi z listem królowej.
Przypomniał sobie zaraz kapitan, że i on cokolwiek się przyczynił do wyniesienia Marji na tron.
— Za to, prawdę rzekłszy, — przerwał mu Włodek — nie możesz się domagać wdzięczności ani od niej, ani od nas... Ambicji ani ojciec, ani królowa nie mieli nigdy, a szczęścia to małżeństwo nie przyniosło nikomu.
— Jakiegoż bo u licha sielankowego szczęścia Dafnisa i Chloi chcieliście dla pani waszej? — rozśmiał się Francuz. — Od króla Ludwika wymagać nie można, aby jedną się miłością wciąż karmił. Przeje się najlepsza potrawa. Płochość trzeba darować panu, który Francję uszczęśliwia. Królowa za to ma zupełną swobodę modlenia się, a nawet protegowania arcybiskupa paryskiego, gdy król go karci; ma wolność komenderowania swojemi pułkami ubogich, urządzania szpitalów i odprawiania nabożeństw; funduje klasztory i kościoły.
Włodek słuchał milczący.
— Zapomnijmy o tej przeszłości, — odezwał się po namyśle — o tem, co królowa przez metresy i Ne-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.