cież mieć nie może, ale poszanowanie dla siebie wyrobi i w kółku swojem panować będzie...
Oburzył się Włodek na to.
— Kapitanie, — zawołał z wyrzutem — widzę, że u ciebie dużo ofiar wielkich wcale w porachunek nie wchodzi. Za nicże liczysz upokorzenia świętej, pobożnej niewiasty, zmuszonej u boku swojego znosić taką rywalkę, jak sam powiadasz, z ulicy wziętą, która niewątpliwie na dworze się zaprezentuje, a może taburet pozyska! Niczemże to, iż ona żadnej władzy, a tamta mieć będzie wszechmocną? Przypomnij sobie, jak Châteauroux niepoczciwie się płaczącej królowej urągała, przychodząc żegnać z rozgłosem, umyślnie, gdy wyjeżdżała do Metzu.
Lozilières nie dał mu dokończyć.
— Wiem o tem, — rzekł szybko — ale królowa sama sobie winna, gdy płacze tam, gdzie śmiaćby się mogła skuteczniej. Wiele rzeczy musi nie widzieć, nie słyszeć i nie chcieć rozumieć. Stoi na takich wysokościach, że ją te brudy nasze dochodzić nie powinny.
Zmierzchało już, gdy po nazbyt przedłużonym popasie Włodek nareszcie, wcale niezaspokojony połowiczną wiadomostką, pochwyconą od Lozilières’a, puścił się w dalszą do Luneville’u drogę, wiedząc, że więcej już z niego nie wydobędzie.
Przybył tam nocą, ale w małej stolicy nocą i dniem ruch i życie było takie, iż zawsze podróżny znalazł przyjęcie i kogoś zastępującego gospodarza. Król stary żył, pracował, zabawiał się swoim zwykłym trybem, dla nikogo nie zmieniając go... W pałacu, w oficynach, po dworkach gościnnych przybywający panowie znajdowali wszystko gotowem na ich przyjęcie. Król Stanisław często po dni kilka widzieć się nie dawał; ale to nie przerywało zabaw i zatrudnień gości. Niektórzy z nich, jak w początkach pani du Châtelet i Voltaire, mieli swoje apartamenta i w nich ugaszczali innych, zapraszanych do Luneville’u, gości.
Tym razem też znalazł Włodek kilku jeszcze przy-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/258
Ta strona została uwierzytelniona.