Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

pewności król nie miał, odradzano mu walkę z przemagającym nieprzyjacielem.
Sasi już się w okolicy pokazywali; nie było innej rady, jak co najprędzej ustępować stąd, aby się z królem szwedzkim pode Lwowem połączyć.
Tegoż wieczora postanowiono, żeby król natychmiast wyruszył, a że na losy wojny narażać nie chciał pani naszej i dzieci, nas nazajutrz, pod strażą kilkuset jazdy, wysłać musiano napowrót do Poznania.
Całą noc wśród niepokoju i strachu pakowaliśmy się i wybierali, aby skoro dzień puścić się w drogę. Mnie się serce krajało, bo dzieci wesołe bawiły się tym ruchem, a myśmy zalewały się łzami. Niebezpieczeństwo wisiało nad głowami naszemi. Królowa i o męża, i o dzieci troskliwa, modląc się i płacząc, jechała. Trwoga w drodze się jeszcze zwiększyła, bo na gościńcach wszędzie o Sasach rozpowiadano.
Jechaliśmy, potraciwszy głowy, z pośpiechem wielkim.
Około południa trzeba było stanąć na popas w leśnej karczemce. Urwij, podaj, naprędce wszystko się robiło i nikt nic w gębę nie wziął; konie chyba nieco wytchnęły, gdy zawołano: siadać i jechać!
Mnie królowa z sobą posadziła do kolebki, a Marynię w drugiej z kołyską wieźć miała niańka, byłam więc o nią spokojną. Powozy ruszyły, odjechaliśmy dobre pół mili od karczmy, aż mnie coś tknęło... Nie widziałam kołyski ani dziecka, gdy niańka do powozu siadała, ale jużciż o niem zapomnieć nie mogła. Śmiesznie było pytać o to. Jednak niepokój mnie ogarnął — wychyliłam się i poczęłam wołać na niańkę, która z kołyską jechała.
— A co, Marynka śpi?
Ta, ramionami ruszywszy, odpowiada mi:
— Adyć to wy lepiej wiecie, bo u nas jej niema.
— Gdzie? jak? stój! Narobiłam wrzawy.
Królowa o mało nie zemdlała z trwogi. Jam wyskoczyła z powozu.
— Gdzie panienka?