Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mówili mnie, żeście wy ją zabrali, — odparła przestraszona niańka... u mnie jej nie było.
I nigdzie w powozach jej nie było! Pozostało opuszczone dziecię gdzieś w karczemce, a Sasi nadciągali za nami. Królowa zmysły traciła z rozpaczy. Rotmistrz, który oddział prowadził, — Pruski się zwał — niewiele myśląc, połowę ludzi odłączywszy, napowrót puścił się w czwał do karczemki, a my w strasznej trwodze, na gościńcu poklęknąwszy, do Św. Antoniego modlić się z płaczem zaczęliśmy.
Co koń wyskoczy pobiegłszy do gospody, żołnierze zrazu całą karczmę splondrowali napróżno, dziecka znaleźć nie mogąc. Dopiero nierychło pocztowy jeden zajrzał do szopy, gdzie służba odpoczywała i pod ścianą zobaczył kołyskę, a dziecię w niej nasze drogie, rączki do góry wyciągając, przebiera niemi i przebudzone słonecznym promieniem śmieje się.
Można sobie wyobrazić radość, z jakąśmy przywiezioną kolebkę pochwycili, której ja już odtąd na krok nie odstępowałam. Cud się stał prawdziwy! W godzinę może potem Szwedzi na karczmę napadłszy, ogień pod nią podłożyli i cała do szczętu spłonęła.
Włodek, słuchając, ręce załamał. Moszyńska mówiła dalej:
— Nie koniec na tem; nad nią w całem życiu widoma była opieka Boża. Słuchaj waszmość, ja to opowiadam, na com sama patrzyła.
Po koronacji obojga królestwa wojna się rozpoczęła znowu. Rosjanie kraj zaleli, a najpierw naszą Wielkopolskę. My wówczas na zamku w Poznaniu byliśmy, skąd naprzód królowa ze starszą córką odjechała, chroniąc się na wsi, a Marynkę ze mną zostawiono niedomagającą; miałyśmy zdążyć za niemi. Mówiono, że czasu było dosyć, bo Rosjan się tak rychło tu nie spodziewano.
Tymczasem drugiego dnia po odjeździe królowej rano słyszę wołania i zamieszanie na zamku. Wpada któryś z czeladzi. Jejmościuniu, na rany Boże, uchodź-