przed wszystkimi. Pies nawet ulubiony księżny de Luynes, zowiący się Tiatamarre, miał u niej łaski i na wieczorach o nim nie zapominano. W kółku tem oddychała swobodnie, mogła mówić, nie obawiając się, że słowa jej fałszywie tłumaczyć ktoś będzie.
Dobroczynność jej dla biednych była niewyczerpana, a nacisk ich około mieszkania królowej codzień niezmierny. Nic też dziwnego, iż nigdy grosza nie miała i ze wszystkich stron pożyczać musiała. Wiadomo, że klejnoty, jakie miała, jeden po drugim sprzedając, fałszywemi zastępować musiała. Oprócz tego robotami rąk własnych obdzielała ubogich, sama żebrała dla nich, choć rumieniec występował jej na lica, gdy była tego zmuszoną.
Przydomek „dobrej“ zyskała sobie łatwo, i późnej, zamiast imienia, tym przydomkiem powszechnie ją oznaczano (bonne reine).
Sama dla siebie królowa potrzebowała bardzo mało. W powszednich dniach nosiła się tak skromnie, iż niktby w niej domyśleć się nie mógł królowej. Na głowie najczęściej prosta, czarna, koronkowa chusteczka, strój wszelki zastępowała. Opowiadano mnóstwo wypadków, w których niepoznana mogła się dowiedzieć, jak ją sądzono i w jakiej była miłości u wszystkich. Powierzchowność nie zdradzała jej pochodzenia i stanu. Twarz, która nigdy piękną nie była, nie miała typu i charakteru francuskiego, jego przymilania się i zalotności; ale niewysłowioną tchnęła dobrocią i łagodnością. Nawet w chwilach ożywienia, gdy się zdobywała na dowcip, łagodziło go coś polskiemu charakterowi właściwego, szanującego w człowieku słabości jego.
Każdego z Polaków przybywających do Francji, gdy ich Leszczyński posyłał do Paryża, gdy zobaczyli „jak tam jego Maruchna króluje“, uderzało w królowej podobieństwo do portretów jej babek i prababek. Francuzom ta jej dobroduszność nasza wydawała się cechą świątobliwości, z której królowa słynęła.
Złośliwi dowcipnisie, płoche pismaki, igrający ze
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/271
Ta strona została uwierzytelniona.