się stać posłuszną i znośną. Królowa, począwszy od narzekania i płaczu, skończyła na odrętwieniu obojętnem, na które przyjaciele jej bez wzruszenia patrzeć nie mogli. Czasami stawała w obronie przyszłej faworyty, utrzymując, że z niej rodzina i intryganci uczynili ofiarę, że ona może być mniej winną, niż sądzono.
Modliła się tylko i prosiła Pana Boga, ażeby owa Poisson nie ukazywała się u dworu i nie zmuszała jej do upokarzającego ocierania się o bezwstyd. Ale o tem ani myśleć nie było można, bo pierwszem wymaganiem nowej gwiazdy być musiała prezentacja i zajęcie stanowiska poprzedniczek. Królowa więc przygotować się powinna do przyjęcia i znoszenia jej... Jedni żądali, ażeby oparła się stanowczo i oświadczyła, że na wprowadzenie na dwór nie zezwoli; drudzy przekonywali, że pobłażanie dawniejszym zmuszało niejako do tolerowania ostatniej. Sama królowa, przenosząc spokój nadewszystko, była tego zdania.
Począwszy od delfina, który znać nie chciał przyjaciółek ojca, chociaż przyjmować je był zmuszony, cała rodzina królewska i arystokracja czuły się tem wprowadzeniem pomiędzy siebie córki szafarza Inwalidów, wychowanicy encyklopedystów, do najwyższego stopnia upokorzone. Król, który o tem wiedział, opór stawiany sobie brał za zuchwałe targnięcie się przeciwko swojej władzy i tem mocniej postanowił postąpić wedle fantazji.
Królowa nie mogła myśleć mu się opierać. Wyrzucano jej słabość, pobłażliwość, nieudolność, zalewała się łzami, ale wojny prowadzić nie umiała. Wobec tej rezygnacji matki, syn, mimo podżegań ks. Boyera — nie mógł się opierać, boby tem powiększył jej winę. Jemu zaś wcale nie szło o pochodzenie Poissonów, żaden tytuł bowiem w jego oczach nikczemności ich nie byłby uszlachcił, gniewało go, że przyjaciółka i protektorka Voltaire’a wchodziła na dwór i groziła wprowadzeniem go za sobą, popieraniem encyklopedystów.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/278
Ta strona została uwierzytelniona.