nawet duchownych, królowa posłała po księdza Biegańskiego i po Włodka.
Jezuita, posłyszawszy, o co chodzi, złożył ręce w milczeniu i oczy błagalnie podniósł ku niebu. Włodek zakrzyknął oburzony, iż na to nigdy w świecie zgodzić się nie można... Ale narada przedłużyła się potem, gdy królowa z boleścią wyznała Włodkowi, iż do uczynienia królowi przykrości nie ma ochoty ani siły. Jezuita nie widział w tem nic zdrożnego; królowa dowodziła, że po wszystkich ofiarach, na jakie ją los naraził, ta się do najboleśniejszych liczyć nie może. Włodek więc ulec musiał.
Królowa z początku myślała upozorować swoją nieobecność nagłą chorobą, ale i tego się później wyrzekła. Córki towarzyszyć jej miały, a te wiodła złośliwa ciekawość. Posłuchać więc postanowiono; ale królowa szła jak na pręgierz skazana.
Był to jeden z najświetniejszych wieczorów teatralnych, na którym obok Ludwika XV, promieniejącego jeszcze życiem pobudzonem, widziano królową zwiędłą, skromnym strojem i pokorną postawą protestującą przeciwko przepychowi, z jakim się popisywała faworyta, delfina z brwią nachmurzoną, który musiał stawić się dla żony, pod pozorem choroby nieprzytomnej widowisku, a obok nich sławnego Maréchal de Saxe, książąt Luynes, marszałków de Duras, księcia d’Aumont, Noailles’ów i najgłośniejsze imiona Francji, przyklaskujące triumfowi margrabiny.
Król szczególniej był zachwycony; królowa zdawała się też ujętą talentem artystów improwizowanych i skromnością, z jaką przyjmowali dowody uwielbienia, któremi ich osypywano.
Tak zwycięska na wszystkich prawie polach, na których się walka wywiązywała, Pompadour, mimo to nieustannie czuwać musiała, bo wiedziała bardzo dobrze, iż najmniejszy dowód ostygnięcia króla, mógł być dla niej znakiem upadku.
Czyhano na to i spodziewano się tego co chwila.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/303
Ta strona została uwierzytelniona.