Dnia 5 stycznia r. 1757 król wieczorem o godzinie siódmej wybierał się z Wersalu do Trianonu. Towarzyszył mu delfin, wielcy urzędnicy królestwa i oddział gwardji.
W chwili, gdy miał wsiąść do powozu, Damiens stojący za nim ztyłu, przecisnął się bliżej i uderzeniem nożyka zadał mu ranę niegłęboką pod piątem żebrem, z której zaledwie kilka kropel pociekło. Pochwycono natychmiast zbrodniarza; król tymczasem mocno przestraszony widokiem krwi, natychmiast, jak niegdyś w Metzu, poczuł skruchę grzesznego życia i przedsięwziął poprawę, pojednanie się z królową, a pozbycie metresy.
Stać się to musiało nie bez wpływu otaczających, którzy na pierwszą lepszą sposobność czekali.
Rana wprawdzie była nic nieznaczącą, ale domyślano się, że nóż mógł być zatruty. Sam król Ludwik, dopóki go lekarze nie uspokoili, zawahał się pomiędzy wyrzeczeniem grzechu i skruchą a dalszym ciągiem życia swawolnego.
D’Argenson, któremu Maurepas pozostawił po sobie w spadku wygnanie pani Pompadour, jako obowiązek sumienia, zgodnie z kanclerzem Machaultem korzystając z chwili niepewności i obawy o życie króla, opierając się na opinji publicznej, domagającej się oddalenia faworyty, wziął na siebie wyrobić na Ludwiku oddalenie pani Pompadour. Król w pierwszej chwili uległ przestraszony i zgodził się na wszystko.
Po raz pierwszy rozkaz jego powołał delfina do zasiadania i przewodniczenia radzie stanu. Spowiednik królewski, o. Desmarett, nie odstępował go na chwilę, królowej, wezwanej do niego, Ludwik prosił o przebaczenie win, do jakich się względem niej poczuwał.
Pompadour zapomniana, odepchnięta, chociaż nie odebrała jeszcze żadnego rozkazu, mogła już przewidzieć, co ją czeka.
Pod oknami jej tłumy zbierały się z pogróżkami i wrzaskiem, do pokoju cisnęli się przyjaciele i cieka-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/313
Ta strona została uwierzytelniona.