Radość królewny Adelajdy równała się prawie wściekłości jej przeciw zbójcy.
Opuszczona przez wszystkich, którzy niedawno na klęczkach ją czcili, Pompadour z abbé Bernis rozpamiętywała znikomość rzeczy ludzkich. Wtem od przedpokoju dał się słyszeć głos niewieści marszałkowej de Mirepois.
— Cóż się to dzieje! — odezwała się przybywająca, wchodząc i widząc już kufry i tłumoki, które przygotowano. — Mówią mi, że wyjeżdżacie.
— Machault przyszedł mi oznajmić wolę pana — odpowiedziała Pompadour.
— Cóż mówił kanclerz?
— Że powinnam być posłuszną.
Poruszyła ramionami.
— Kanclerz zdrajca, — odezwała się — co z oczu, to z myśli... Właśnie oddalać się nie potrzeba.
Należało tylko dodać Pompadour trochę męstwa i otuchy w tej chwili, aby ją wstrzymać od wyjazdu. Marszałkowa tego dokonała. Wszyscy przyjaciele zebrali się na naradę, pan de Soubise, abbé Bernis, marszałkowa de Mirepois i brat margrabiny de Marigny. Wyjazd został przynajmniej odroczony, nie radzono się śpieszyć, woźnice nie otrzymali żadnego rozkazu, przygotowania zawieszono. Pompadour pozostała.
Około apartamentu faworyty puściej niż zwykle wyglądało, ale pomiędzy nim a apartamentami królewskiemi pozostały stosunki. Ludzie i listy przesuwały się ciągle. Pierwszy delfin, oczekujący wyjazdu, dowiedział się od rozognionej Adelajdy, że go wstrzymano. Następnych dni król milczący, chmurny, leżał w łóżku, ale razem z zapewnieniem, że rana wcale nie jest niebezpieczną, zwolna mu powracała odwaga. Jednego dnia, wcale niespodzianie, narzuciwszy cudzy płaszczyk na ramiona, król poszedł i na kilka godzin zniknął. Łatwo się było domyśleć, gdzie bawił tak długo... Zmiana tymczasem w ogólnych postanowieniach nie zaszła żadna. Kanclerz począł chodzić niespokojny.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/315
Ta strona została uwierzytelniona.