ta, pokazał mu list, oświadczając szacunek, jaki miał dla niego.
Oburzony sędziwy pasterz, któremu wpojono przekonanie, iż metresa była listu tego sprężyną, w odezwie pasterskiej dotknął z boleścią sprawczynię potwarzy. Postanowiono wygnanie... ale w chwili, gdy miał wydać rozkaz, król zawahał się i posłał Richelieu’go, żądając zbliżenia się i przejednania.
Szło o cofnięcie listu, którego arcybiskup nie chciał odwołać, ani naprawić.
— Niech stawią rusztowanie, — odparł posłowi — wejdę na nie, dopominając się praw moich i spełniając obowiązek, posłuszny przekonaniu sumienia.
Zesłano arcybiskupa do Gaskonji. Królowa, dzieci nie śmiały nawet podnieść głosu w obronie jego, ale płakali pocichu. Leszczyński nie miał najmniejszego wpływu, patrzył i bolał z niemi, a ilekroć spotykał córkę, w obawie pogorszenia jej losu, doradzał powolność, wyrzeczenie się wszelkiego wpływu na politykę i cierpliwość.
Na Ludwiku XV wszystkie straty, jakie ponosił on i rodzina, nie czyniły najmniejszego wrażenia. Przyjął śmierć Pompadour z równą obojętnością, jak zgon syna, który w kraju wywołał troskę o przyszłość Francji. Jezuici głosili, iż delfin zmarł z boleści, jaką mu sprawiło ich wygnanie, któremu zapobiec nie mógł, a filozofowie i encyklopedyści po zgonie chcieli go niemal liczyć do swoich adherentów, dlatego, że pod poduszką znaleziono u niego Locke’a, że się opierał prześladowaniu wolnomyślących i że Thomas pisał jego pochwały. Voltaire, najzręczniejszy z pochlebców, pod wizerunkiem zgasłego delfina umieścił dwuwiersz, za który matka musiała mu być wdzięczną.
Życiem mędrzec, a zgonem pozyskał wawrzyny.
Wśród tych dziejów męczeńskich, patrząc na nie, starając się ulżyć niekiedy dotkliwym ciosom, jakie spotykały królową, Włodek starzał i poczynał tęsknić do kraju; ale go tu trzymał nałożony dobrowolnie na