Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

celarji, gdyż pisał wcale ładnie, a król właśnie nad swą biblją wierszem polskim pracował.
Raz w to życie tutejsze wcieliwszy się i stawszy potrzebnym, Włodek, skromny, akomodujący się, pojętny, wszystkim się umiał podobać. Posługiwał się nim Borowski, używano go jako posła do Strassburga, gdy stamtąd wiadomości potrzebowano, królewna kazała mu towarzyszyć sobie z Moszyńską, gdy chodziła do chorych i ubogich. Przejeżdżał konie, dozorował nad czeladzią, a gdy przybywali goście, zabawiał ich czasami, zanim król wyszedł...
Na gościach bowiem nie zbywało, chociaż król nie zapraszał nikogo. Sprowadzała tu ich ciekawość, pociągała uprzejmość. Jedni widzieli króla filozofa, drudzy rycerza i towarzysza Karola XII, inni nieszczęściami wsławionego człowieka, który korony nie pragnął i po niej nie bolał.
Naostatek duchowieństwo czciło w nim gorliwego katolika, który nie tylko modlił się, rodzinę w wierze ojców wychowywał, gdy ona wszędzie słabła — ale dawał rzadki przykład zastosowania życia do wiary.
Lecz tak samo jak przeciwności nie zdołały ugiąć Leszczyńskiego, tak pochlebstwa i kadzidła nie upajały go wcale. Z zimną grzecznością przyjmował dworowanie Voltaire’a. Pobłażający dla drugich, surowy dla siebie, szedł drogą, z której go nic sprowadzić nie mogło. Skromne naówczas widoki jego i rodziny nie sięgały wyżej, nad odzyskanie majętności i spokojny gdzieś kątek, w którymby korona i przeszłość mu nie ciążyły.


III.

Przybycie Włodka nie dało się w początkach uczuć wcale na wissenburskim dworze, gdyż chłopak zręczny, aby go nie wypędzono z tego raju, czynił się jak najmniej widocznym, maleńkim, nieznacznym, chował się w mysią dziurkę, a wszystkim rad się wysługiwał.