miał... Człowiek, co widzi ludzi i braci w najbiedniejszych swoich poddanych, zostawił po sobie niewypowiedziany żal, bo nic go zastąpić nie mogło. Z załamanemi rękami ludzie sobie nieznani spotykali się, płacząc i bolejąc nad nieszczęściem swojem.
— Król nasz umiera! król umiera! — wołano, łkając.
Opiekun ten najbardziej potrzebujących a najmniej mających na świecie opieki — z pobożnością uspokajającą, z ufnością w Bogu kończył żywot czysty, wejrzeniem wdzięcznem żegnając zgromadzonych przy jego łożu.
U nóg jego klęczący Włodek, który natychmiast powrócił, zanosił się od płaczu.
Mówił sobie, że po raz ostatni ogląda Nancy i więcej miejsc tych oglądać już nie chce... Teraz służba jego należała królowej, — a potem! — jeśli mu Bóg miał życie przedłużyć, postanawiał Francję opuścić.
Razem ze dworem króla towarzyszył pogrzebowi. Po nim, już prawie nie zwróciwszy oczu na osierocony zamek, puścił się do Paryża.
Na kilkanaście godzin przedtem już królowa, z wielkich nadziei, któremi ją karmiono, nagle wywiedziona jednem słowem księżny de Luynes, zrozumiawszy je, padła na kolana, aby odmówić „Anioł Pański“ za duszę ojca.
Nie śmiała nawet rozpytywać o szczegóły. Żądała, aby jej wolno było udać się na pogrzeb, ale przewidując to, a nie chcąc jej na podróż nużącą narażać, przyśpieszono złożenie zwłok, i królowa tylko uroczystem nabożeństwem pamięć ojca uczciła.
Stosunkowo wielka boleść jej była mniej jawną i gwałtowną, niż się lękano. Była tak pewna, że świątobliwy i cnotliwy starzec musi być szczęśliwym, iż mu więcej zazdrościła, niż opłakiwała zgon jego.
Dopiero gdy płaczący Włodek przywlókł się znowu do stóp jej, mówić nie mogąc dla łkania, rozpłakała się i ona z wiernym sługą i o szczegóły rozpytywać zaczęła.
— Najj. pani — rzekł Włodek, — wszystkim nam
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/349
Ta strona została uwierzytelniona.