Mówiono poza dworem, iż byli przyjaciele delfina, którzy chcieli go koniecznie wciągnąć na tę drogę, jaką utorowali Ludwik XIV i XV. Nie można było o to obwiniać ani marszałka de Belle-Isle, ani hrabiego de Saint-Florentin, ani d’Argensona, ani de Paulmy, którzy wszyscy do orszaku delfina należeli, ale młodzież i „menin’ów“ jego. Pozorem do tego obowiązku rozbawiania młodego pana było jego usuwanie się od najniewinniejszych zabaw, od czasu, gdy nieszczęśliwy strzał na polowaniu życie jednego z jego dworzan kosztował. Myślistwo nawet delfin zaniedbał zupełnie. Wśród młodzieży ci, co go kochali, sprzysięgli się, aby go wywieść z tej melancholji i osamotnienia. Większej części z nich zdawało się, że przez kobietę najłatwiej tego dokażą — a pani de Beaumont była pod ręką. Dalej stojący te przywidzenia uważali za rzecz spełnioną.
Wszystko to próżniaczych głów i gąb było wymysłem, ale puszczona w świat najnieprawdopodobniejsza potwarz zawsze coś po sobie zostawia.
Znający bliżej delfina nie dawali wiary, obcy w zmyśleniu szukali ziarnka prawdy.
Piękną hrabinę mocno to niecierpliwiło i oburzało.
Pewnego wieczora, gdy królowa po modlitwie, zatrzymawszy przy sobie Beaumont, usposobiona do zwierzania się poufnego, opowiadać jej zaczęła, co ją kosztowały pierwsze króla z siostrami de Nesles miłostki, a później wprowadzenie margrabiny de Pompadour — nagle Beaumont, jakby przejęta współczuciem serdecznem, zawołała:
— Bogdajby przynajmniej w. król. mości i delfinowej Bóg nowych cierpień oszczędził, zachowując delfina wiernym, jak dotąd, jego małżeńskiej przysiędze!
Królowa, która syna miała za zupełnie zabezpieczonego od wszelkich płochostek, wykrzyknik ten mimowolny przyjęła przestraszona, jakby był ostrzeżeniem. Ubodło ją to, że o delfinie wątpić śmiano. Tego wieczoru więcej już o tem nie mówiono. Myśl jednak, że syn jej mógł być narażony, wciągnięty w jakąś intrygę, nie odstępowała biednej matki.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/353
Ta strona została uwierzytelniona.