biała, a odgrywaną komedją urągała królowej. Niekiedy tylko nagle wybuchała okrzykiem triumfu... którego Marja musiała nie słyszeć. Przeciwko tej komedji stawiła ona niewyczerpaną łagodność i majestatyczną wyższość charakteru, nie zniżającego się do walki jawnej, nie dającego ująć i doścignąć.
Ostatnie dni życia królowej upłynęły na modlitwach i obcowaniu z córkami, które jej nie odstępowały. Król Ludwik tak się wydawał zaniepokojonym grożącą mu stratą małżonki, której zatruł całe życie, tak mu wyrzucało sumienie poniewierkę niewiasty za świętą uważanej za życia, iż nieustannie czuwać chciał sam nad nią... Niekiedy po cztery razy na dzień przychodził dowiadywać się o jej zdrowie.
Było w tem może równie wiele starania o rehabilitację w oczach ludzi, jak potrzeby uspokojenia sumienia. Niemniej jednak obudzał tem wdzięczność w umierającej, która mu dawno winy jego względem siebie przebaczyła.
Niekiedy w pokoju chorej przesiadywał długo, zwoływał lekarzy na narady, albo przychodził na nie i bywał im przytomny. Królową tak to wzruszało, gdyż wiedziała, co go to kosztować musiało, iż się zdradziła z uczuciem, którego doznawała. Król Ludwik zupełnie tak jak dla umierającej Pompadour sam przyprawiał lekarstwa, tu przyprawiał aforyzmy.
— Proszę pani pamiętać o tem, — mówił tonem mentora — że chory nie powinien się nigdy troszczyć o tych, którzy są zdrowi. Ja tu chcę być ciągle o każdej dnia godzinie; ale pani nie powinnaś nawet wiedzieć o tem.
Do uroczystego błogosławieństwa matki, przed jej zgonem, jak zobaczymy, sam Ludwik XV przyprowadził córki do łoża; ale tu mu wyrazów zabrakło na oznaczenie, z czem do niej przychodził i zmieszany zaprezentował je tylko królowej. Sercu jej łatwo było odgadnąć, czego od niej żądały.
Zliczyć trudno wszystkie chwile wybitne, któremi się odznaczył ten zgon kobiety-chrześcijanki. Nawet
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/362
Ta strona została uwierzytelniona.