Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

młodym królu wszystko można było wyjednać, ale kogoś tam mieć było potrzeba. Król to czuł i wiedział, a poradzić na to nie umiał.
Moszyńska wzdychała i bolała.
— Ba! — odezwał się młody chłopak, słuchając jej użalań — gdybym się nie obawiał wydać zarozumiałym, prosiłbym, aby mnie wysłano choć spróbować, czy ja się tam nie zaznajomię, nie zaprzyjaźnię i nie zawiążę jakich stosunków. Prawda, że Paryża nie znam, ale codzień tu o nim słuchając opowiadających, mam jakie takie wyobrażenie o tej jaskini łotrów. Należałoby choć tentować coś zrobić, tym samym sposobem co inni. Małemi podarkami zyskuje się przyjaciół. Król napisze piękny list do kardynała, kardynał mu równie pięknie odpowie i... na tem koniec, a pieniędzy jak nie było, tak niema. Gdyby się zbliska poznało tych, co sznurki worka trzymają, gdyby się im pokłoniło, a ujęło sobie małych...
— Ale jak król ma do nich trafić? — zapytała Moszyńska.
— Nie król, ale mógłby się o to postarać sługa królewski — rzekł, kręcąc wąsa, Włodek. — W wielkiem mieście mnóstwo jest sposobności trafienia do kogo potrzeba. Wiele tam w Paryżu tej młodzieży, która u nas bywała i bywa. Przez jednego takiego panicza można trafić do innych.
Potarł głowę niecierpliwie Włodek.
— Gdyby mnie król puścił tylko na zwiady — odezwał się ciszej. — Pieniędzy ja nie potrzebuję. Pojechałbym do Paryża, bo mam tam i własne interesa (kłamał), posiedziałbym parę tygodni, a chyba Bóg niełaskaw, żebym się gdzieś nie wcisnął. Tam wszystko na intrygach, a my nawet o nich nie wiemy i omackiem chcemy na szczęście natrafić.
Włodek, myśl rzuciwszy, tak chodził około tej sprawy, którą sobie głowę nabił, że w tydzień dano mu pozwolenie jechania do Paryża, ale król nic mu nie polecił. Odprawując go, odezwał się tylko: