myśl nawet królewnę zamąż wydawać, gdy Włodek w Paryżu zasłyszał, że z infantką zrywano i szukano dla młodego króla księżniczki.
Pomysł swatania Marji przyjść mógł tylko tak zuchwałemu słudze jak Włodek; ale możeby i on nawet z nim wystąpić się nie ważył nigdzie, aniby odezwał się z tem, co za niemożliwe uważał, gdyby nie następny zbieg okoliczności.
Dobrze wprzódy na męskich wieczorach u pana d’Estrées, znajomego mu z Wissenburga, Włodek otarł się o niejakiego pana Lozilières. Określić, co to za jeden był ten pan de Lozilières, niezmiernie trudno. Mówiono o nim, że dawniej służył w wojsku, był potem w usługach nieokreślonego charakteru przy regencie, a naostatek komenderował go do różnych posług ks. Bourbon. Parisowie przytem używali go do jakichś tajemnych swych finansowych robót niejasnych, ale krzywili się na niego, co on im oddawał, szydząc z nich pocichu niemiłosiernie. Od nich Lozilières przeszedł na pokoje pani de Prie, zapisał się do jej dworaków i wielbicieli i umiał się stać tak potrzebnym, że mu różne powierzano misje.
Czem się właściwie zajmował, z czego żył, mówiono bardzo rozmaicie; on sam opowiadał czasem o ojcu, mieszkającym w starym zamku naddziadów, gdzieś aż pod Pirenejami położonym; na pieniądzach mu nigdy nie zbywało, do wszystkich wesołych burd należał, a pani de Prie mówiła bliższym, że ją odzierał okrutnie.
Nie lubiono go, a raczej niebardzo mu ufano. Dowcipny był, zabawny, niewyczerpany w konceptach, ale nikt mu nie wierzył, a niektórzy się go obawiali. Omijano go, nie zaczepiano chętnie, bo do szpady miał szczęście osobliwe.
Przystojny bardzo mężczyzna, Lozilières miał jednak twarz wstręt obudzającą. Krzywiły ją sarkazm i złośliwość, jakby mimowoli nazewnątrz się dobywające. Niezapraszany nigdzie, umiał się wszędzie narzucać, wcisnąć, znaleźć w porę i uczynić potrzebnym.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.