Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

uprzedzić muszę i ciebie, że król, chociaż sztukę lubi, artystów niekoniecznie wysoko ceni, dowodząc, że są po większej części zarozumiali i próżniacy.
Lozilières się rozśmiał.
— Ma może słuszność potrosze — przerwał.
— Pamiętaj i o tem, że król sam i królewna malują, więc oszukać ich będzie trudno.
— Ale ja też maluję, — dodał gość — gotów nawet jestem dać próbkę mojego talentu, a rolę malarza w potrzebie odegram niezgorzej.
Włodek, dawszy kilka rad Francuzowi, uradowany się oddalił. Jemu, który Marję uwielbiał, zdawało się, że gdy ona jest na spisie, musi zostać wybraną.
Król z córką, jak zwykle w tej godzinie, zajęty był tak zwaną lekcją. Tak się teraz nazywały rozmowy jego z nią o wielkich życia zadaniach, w których rozwiązaniu umysł ludzki spotyka mnogie trudności. Król zadawał jej zwykle pytania, wywoływał odpowiedzi, a w razie, gdy się zapatrywania nie zgadzały z jego przekonaniami, dowodził, dlaczego różni się z nią w zdaniu. Często bardzo własnego życia jego przygody za temat do roztrząsań służyły. Nieraz nie zgadzali się w ocenianiu Karola XII, którego Stanisław bronił i na wspomnienie jego zalewał się łzami; przy całej bowiem wdzięczności, jaką miała dla niego królewna, nie zawsze wytłumaczyć sobie mogła jego postępowanie.
Częściej jednak zdania Marji zgadzały się z ojca myślami, a król w dłuższej rozmowie uzasadniał, co powiedział i obszerniej wykładał opinje swoje. Niekiedy godziny te poświęcone były czytywaniu aforyzmów króla, do których komentarza żądał od swej Maruchny. Rozprawiano długo i szeroko.
Niekiedy i królowa brała udział w tych wykładach praktycznej nauki życia i moralności.
Włodek nigdy nie śmiał ani wchodzić w tych godzinach, ani ich przerywać; ale dnia tego, przewidując, iż się wkrótce skończą rozmowy, wszedł do salki. Ma-