ruchna stała przed ojcem uśmiechnięta, z oczyma łzawemi.
— Dobry ojcze mój, — mówiła rzewnie — nie obawiaj się, nauki twej nie zapomnę nigdy, a gdybym kiedy niepewną jej była, wiem, skąd ją czerpałeś, pójdę do źródła i tam znajdę światło...
Król odwrócił się do Włodka.
— Z czem ty przyszedłeś? wiem, że pewnie niedarmo — zapytał go. — Co tam przynosisz?
— Gościa zwiastuję — odezwał się Włodek — i to z Paryża.
— No, proszę, aż z Paryża? — rzekł król niezbyt wesoło. — Jest to źródło, z którego i najlepsze, i najgorsze płynie. Cóż to za gość?
— Artysta malarz — odparł cicho i nieśmiało Włodek, do kłamstwa zmuszony, dławiąc się niem.
— Artysta! artysta! — począł powtarzać król dosyć zimno. — Wiesz, że ja ich mam w niezbyt wielkiej estymie. Próżniacy są po największej części, a wyobrażenie o sobie mają wielkie. Cóżto, wędrowny artysta? Jeżeli talent ma, to z prowincji do stolicy, nie ze stolicy na prowincję powinien wędrować, więc nie świadczy to wiele o nim, iż Paryż opuścił, a tu zawitał.
— Ja o talencie jego wcale sądzić nie mogę, — rzekł Włodek — bo malarstwo nie moja rzecz; ale wiem, że tam go w Paryżu widziałem dobrze przyjmowanego u ludzi znacznych i że człowiek gładki...
— To bieda, że ja, królem się zowiąc, — rozśmiał się Leszczyński — po królewsku płacić nie mogę, a u artystów grosz przedewszystkiem.
— Nie wiem, czy on potrzebuje koniecznie malować u nas, — przerwał Włodek — o tem mi nie wspominał; ale chce się n. panu pokłonić, a mieć szczęście go oglądać.
Król lekko ramionami poruszył.
— No, to niechże go poproszą do stołu, — odezwał się do Włodka, wstając — a ze względu na gościa, szepnij Borowskiemu, aby wino dał lepsze i wstydu
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.