rozpatrzyło się tam w stosunkach familijnych. Ks. de Bourbon godził się na wszystko, czego żądała.
Dwór i służba faworyty wogóle nie odznaczały się doborem osobistości. Pani de Prie używała do swoich intryg takich narzędzi, jakich one wymagały. Do nich należał chevalier de Varchon, przytomny właśnie ostatniej z księciem rozmowie.
— Jeżeli pani idzie o zręczną kobiecinę, któraby się tam, nie obudzając podejrzeń, wcisnąć mogła, — odezwał się, zwracając do gospodyni domu — łatwo znaleźć taką, która przynajmniej Lozilières’a będzie warta. Wprawdzie — dodał z uśmiechem — nie kwalifikuje się ona ani do karet królewskich, ani do taburetu, ale do tajemniczego poselstwa na dwór wissenburski jest jakby stworzoną.
Wymówione nazwisko tej pani, którą de Varchon zalecał, nic nie powiadało, ale on ręczył za nią, a pani de Prie chodziło o pośpiech. Godziła się więc na nieznajomą, za którą stawał Varchon, wynosząc jej przebiegłość i zręczność w badaniu ludzi. Nikt nie znał tej kobiety, oprócz tego, który jej poselstwo powierzał...
Nazajutrz rano, osłonięty płaszczem, aby łatwo poznanym być nie mógł, Varchon pukał do drzwi bardzo biednego mieszkania na przedmieściu Św. Antoniego. Dom, w którym się ono mieściło, schody, które do niego wiodły, ludzie, którzy się tu snuli, nic bardzo wytwornego nie zapowiadały.
Przed tualetą, której zwierciadło było spękane, właśnie starannie się malować poczynała nie pierwszej już młodości przekwitła piękność, niegdyś znana dobrze na wieczornych orgjach regenta — pani Oliwja Texier — gdy kawaler nasz, zapukawszy, przez sługę przestraszoną kazał oznajmić jej, że ni mniej ni więcej, tylko przynosi jej szczęście, a choćby była w koszuli, żąda natychmiast posłuchania.
Po takiej zapowiedzi pani Texier, której, jak się zdaje, szczęście bardzo przychodziło w porę, wybiegła sama, zaledwie się osłoniwszy płaszczykiem od pudru
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/67
Ta strona została uwierzytelniona.