Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

i różnych kosmetyków poplamionym, a poznawszy kawalera de Varchon, krzyknęła.
— Piękna Oliwjo! — zawołał przybyły, rzucając się na kanapkę — nie zakrywaj twarzy, bo ci poprzysięgam, że nie przychodzę ci się zalecać. Zobacz, czy kto nie podsłuchuje, pozamykaj drzwi i przygotuj się do podróży.
Z pośpiechem gorączkowym pobiegła, krzycząc, Oliwja i wkrótce powróciła zadyszana.
— Opatrzność cię tu sprowadziła — odezwała się, pokaszlując i poprawiając ubranie. — Wystaw sobie, markiz... opuścił mnie, nie zostawiwszy po sobie nic, oprócz długów.
— Mogłaś to przewidywać wcześniej, — przerwał Varchon — ale ja twoich kondolencyj słuchać nie mam czasu. Powinnaś sobie to była oddawna stanowczo powiedzieć, że pracować na własną rękę już czas poprzestać, ale drugim doświadczeniem swem możesz być bardzo pomocną... i byt sobie zapewnić bez troski. Tymczasem, na próbę chcę ci powierzyć sprawę ważną, bardzo ważną, a jeśli ci się powiedzie, zapewnisz sobie protekcję u góry, za którą wdzięczność będziesz mi winną.
Varchon zdradzić się nie chciał całkiem.
— Jeden z moich przyjaciół — ciągnął dalej — zakochał się w królewnie. Brzmi to jak bajka; ale jest to królewna bez królestwa, a w posagu ma tylko cnotę. Rodzina zakochanego chciałaby więcej coś wiedzieć o rodzinie królewny — rozumiesz? Potrzeba więc, abyś pojechała na zwiady i przywiozła nam dokonane badanie, jakbyś była prokuratorem.
Texier ruszyła ramionami.
— Znasz Alzację? — zapytał gość.
— Ja? — rozśmiała się Oliwja — ależ ja jestem z niej rodem... Niedawno byłam tak głupią, że, rachując na osadzonego tam owego króla polskiego, który Wissenburg odnawia, zrobiłam wycieczkę w nadziei złapania kogoś znudzonego na tem wygnaniu. Moja