Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

wszednich, poufale, ukazał się tym razem w purpurze książąt kościoła, w stroju urzędowym, w komży, płaszczyku, a oznakę godności, kapelusz, niósł za nim paź...
Król sobie tego inaczej wytłumaczyć nie mógł, jak chyba odwiedzinami kościoła jakiegoś i uroczystością po drodze.
Twarz Rohana, typ arystokratyczny francuski, piękna, dumna, jasna, wypogodzona, doskonale się z suknią godziła. Poufały z królem zazwyczaj, tym razem zachowywał się z pewnem ceremonjalnem poszanowaniem majestatu.
We wszystkiem tem było coś zagadkowego...
Chcąc dać wygodniej spocząć kardynałowi, król go wprost poprowadził nie do sali, w której rodzina zgromadzona czekała, ale do gabinetu, gdzie mogli pozostać sami.
Tu dwa krzesła z poręczami przygotowane były dla Rohana i dla króla, ale gość wskazanego nie zajął miejsca. Na obliczu jego widać było niezwykłe wzruszenie.
— Najjaśniejszy panie, — przerwał milczenie po krótkim namyśle, głosem podniesionym — jestem tu dziś nie tylko gościem, ale posłem do w. król. mości. Przychodzę w imieniu króla pana naszego prosić was, abyś dozwolił córce swej Marji zaślubić króla i zostać Francji królową...
Mówiliśmy już, że do Wissenburga najmniejsza wieść o czem podobnem nigdy nie doszła, a Leszczyński zbyt był skromny i od losu mało wymagający, ażeby przypuścić, że go to szczęście spotkać może.
Usłyszawszy przemówienie kardynała, Leszczyński pobladł i zamilkł; na obliczu jego odmalowało się zdumienie, niedowierzanie, prawie jakaś trwoga, tak że kardynał, przeczekawszy chwilę, musiał z małą odmianą powtórnie zagaić to samo.
Leszczyński, widząc go wesołym, nawykły do poufałego z nim obchodzenia się, wkońcu uśmiechnął się i rzekł żartobliwie: