Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czasy są ciężkie, niewątpliwie ks. Bourbon rachuje na nasze sumy neapolitańskie, o których coś zasłyszeć musiał: ale, niestety, ja ich mojej Maruchnie w posagu dać nie mogę...
Kardynałowi uśmiech przebiegł po ustach.
— N. panie, — dodał, prostując się poważnie — bierzecie to za żarcik niewłaściwy, co jest istotną prawdą, rzeczywistością, życzeniem króla i jego rady. Przychodzę w imieniu jego prosić was o rękę królewny Marji.
Nie można już było dłużej powątpiewać. Leszczyński stał jakiś czas oniemiały, złożył ręce jak do modlitwy i podniósł oczy ku niebu.
— Miałożby to być dziełem i cudem Opatrzności — zawołał wkońcu. — O takiem szczęściu nigdyśmy nawet marzyć nie mogli. Lecz pozwól, eminencja wasza, powiedzieć sobie, że brzydzę się wszelkiemi zabiegami i intrygami, że tron ten, okupiony upokorzeniem Hiszpanji, zerwaniem z nią, mogący sprowadzić wojnę na Francję — tron taki nie dla mnie i nie dla córki mojej!
Rohan wysłuchał cierpliwie, choć brew mu się nieco ściągnęła.
— N. panie, — rzekł po chwili — chciejcie mi zawierzyć i być pewnym, że z Hiszpanją wszelkie trudności są załatwione. Królewna powraca już do ojca, wojny o nią wieść nie będziemy. W radzie króla postanowiony został wybór królewny Marji, który ona winna waszym i własnym przymiotom, cnocie, co was blaskiem otacza. Kardynał Fleury, ks. Bourbon, Villars, wszyscy są zgodni, a na dowód oto list ks. de Bourbon, który mi w. kr. mości wręczyć polecono.
To mówiąc, Rohan dobył z pod płaszczyka list z wielką królewską pieczęcią i podał go Leszczyńskiemu. Nie ulegało więc wątpliwości, że wszystko było obmyślane, postanowione.
Król, dosyć długo list trzymając w ręku, spoglądał nań milczący, zdając się modlić w głębi duszy.
Dla formy tylko roztworzywszy pismo i rzuciwszy