Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

wzywają na tron Francji, na małżonkę króla — szepnęła królewna.
Moszyńska krzyknęła, klaskając w dłonie.
— Wielkim jest Bóg! — zawołała. — W mojej duszy snuło się to ciągle, miałam przeczucie, że ci to było przeznaczonem...
Łzy i uściski zakończyły krótką rozmowę. Tymczasem po zamku rozchodziła się już nie tajona wiadomość, która wszystkich Leszczyńskiego towarzyszów do szału poruszyła. Radość, upojenie nią było niewypowiedziane.
Gdy wieczorem staruszka matka króla, zwykła powiernica Marji, całując ją, zapytała:
— Cóż ty, dziecię moje kochane, myślisz o tem zrządzeniu Bożem?
— Matko moja — odpowiedziała królewna. — Jedna tylko myśl jest mi przytomną od tego momentu, gdy kardynał wyrok nade mną ogłosił... Myśl ta nie opuszcza mnie ani na chwilę. Myślę, że byłabym bardzo nieszczęśliwą, gdyby ta korona, którą mi ofiaruje król Francji, miała mnie przyprawić o stratę tej, jakiej się spodziewałam w niebie.
Pierwszy dzień, wieczór, noc na zameczku w Wissenburgu upłynęła na rozprawach, uniesieniach, planach na przyszłość i pobożnych podziękowaniach Bogu. Rzecz była nadto uroczyście zagajona, aby o dojściu jej do skutku najmniejszą powziąć było można wątpliwość. Leszczyński jednak poufnie przyznał się przed żoną, że zbytniej nie chce się oddawać radości, bo, według niego, zerwanie jeszcze możliwem było.
Na komandorji życie całe, zajęcia, rozmowy, myśli zmieniły się nagle, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki; dla skłonnych do marzeń można sobie wystawić, jakim wątkiem do snucia ich stała się nowina o podniesieniu na tron ubogiej królewny, czego się spodziewano dla króla, dla rodziny całej, dla towarzyszów jego wygnania i niedoli.
Jedni już z triumfem powracali do Polski, drudzy, znając swojego pana, budowali mu wspaniałe