Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

cały obóz sprzymierzeńców, gotowych do połączenia się i pomocy. Bourbon został zmuszony do szukania środków, aby krzykaczom zamknąć usta.
W czasie kilkoletniego pobytu w Wissenburgu król Stanisław, pomiędzy innymi gośćmi, którzy go częściej odwiedzali, polubił szczególniej podpułkownika regimentu króla, kawalera de Vauchon, z którym w szachy i warcaby grywał.
Vauchon był charakteru łagodnego, humoru miłego i kochał starego króla, dla którego był z poszanowaniem dziecięcem. Znany poufalej Leszczyńskiemu, mógł z nim mówić otwarcie i wymóc łatwo pewne zobowiązania, dla zabezpieczenia przyszłości potrzebne.
Otrzymawszy te króla przyrzeczenia i ogłosiwszy je, książę de Bourbon mógł zamknąć usta przeciwnikom.
Jednego więc letniego poranku król z wielką swą pociechą zobaczył dawno już niewidzianego swojego ulubionego Vauchona i przywitał go radośnie.
— Winieneś mi rewanż! — zawołał, witając go. — Ale skądże przybywasz? Czy regiment wasz na rekolekcje dostał się do tej ubogiej Alzacji? Jakiemu wypadkowi zawdzięczam, że was tu powitać mogę?
— Moja podróż — odparł Vauchon — nie jest wcale dziełem przypadku, n. panie; poprostu wysłano mnie tu do w. królewskiej mości, abym z nią w pewnych sprawach się rozmówił.
— Wybór nader dla mnie miły — wtrącił Leszczyński.
— Ja przyznam się, że wolałbym, — odrzekł Vauchon — aby mi co innego zlecono, gdyż poselstwo może mieć i pewne nieprzyjemne strony.
— Mój pułkowniku, — rozśmiał się król — ja, jak wiesz, jestem ostrzelany. Któż, czy cię ks. Bourbon przysyła?
— Tak jest.
— Nie rozumiem, — odezwał się Leszczyński — czego jeszcze może wymagać po mnie... Dla szczęścia