Parisowie nie żałowali pieniędzy, gdy szło o popisanie się z niemi w interesie księcia. Sprawa ta zresztą była ich własną.
Włodek, którego Francuz jako przyjaciela swego, dworzanina króla polskiego, przedstawiał, pomimo ogłady i pewnego obycia się z Paryżem, wydał się tym panom trochę sztywnym i oryginalnym. Nie mógł on nigdy i nigdzie powagi swej polskiego szlachcica zostawić w kącie. Młody, przystojny, pojętny, nie we wszystkiem potrafił Francuzów zrozumieć i być przez nich zrozumianym. Czuć było, że był w innych zupełnie warunkach obyczajowych powszedniego życia.
Pani de Prie postanowiła go oczarować i nie powątpiewała o skutku; tymczasem okazało się, że wejrzenia jej, uśmiechy, półsłówka, cała zalotność wypróbowanej siły na Włodku najmniejszego nie czyniły wrażenia. Cofał się tylko nieco przestraszony, gdy gwałtowniej nacierała.
Zaledwie Lozilières umyślnie przy prezentacji tytuł dworzanina królewskiego wymówił, gdy piękna pani, jakby niespodzianie nim uderzona, zbliżyła się natarczywie do niego.
— A! cóż to za szczęście! — zawołała — pan jesteś zbliżonym do rodziny przyszłej królowej naszej, pan znasz ją dobrze pewno i oddawna. My tu mrzemy z ciekawości, dowiedzieć się czegoś pragniemy o przyszłej pani naszej. Biorę pana w rekwizycję, musisz nam mówić o niej...
Włodek, napadnięty w ten sposób, chociaż się oświadczył z gotowością udzielenia wszelkich możliwych objaśnień, stał się wielce ostrożnym, obawiał się nieoględnego słowa, któreby, fałszywie tłumaczone, w obieg pójść mogło.
— Z największą chęcią — rzekł — opowiem wszystko, cokolwiek obchodzić kogo może...
— Ale nas wszystko obchodzi, co się jej tyczy — podchwyciła de Prie. — Ma być naszą królową, o najskromniejsze miejsce przy jej osobie dobijają się już dziś najświetniejszych imion kobiety, a nikt nie wie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.