nawet, jak wygląda ta wielka nieznajoma, co lubi, czem się bawi, jak się jej przypodobać można. Najmniejszy szczegół dla nas drogi, a tu w Paryżu prawią takie baśnie i plotki...
— Mogę panią zaspokoić i zapewnić — rzekł Włodek, — że to jest prawdziwy anioł dobroci, istota wprawdzie do życia w Paryżu i u dworu niebardzo przygotowana i stworzona, ale Paryż byłby z kamienia, gdyby przed nią nie pokląkł...
— Tak piękna jest? — podchwyciła de Prie, dla której piękność stanowiła najwyższy przymiot niewieści.
— Pani! — odparł Włodek gorąco. — Piękną ona właściwie nie jest, ale więcej niż piękną, bo świętą.
Pani de Prie dziwnie się uśmiechnęła.
— A tak, słyszeliśmy, iż jest bardzo pobożną — ciągnęła dalej, — ale przecież całego życia na modlitwach spędzać nie będzie mogła.
— Resztę poświęca dobrym uczynkom i nauce — dodał dworzanin.
— Coś przecież będzie musiała poświęcić światu i ludziom — mówiła de Prie, nie dając się zbyć Włodkowi.
— O tem ja wcale sądzić nie mogę — odezwał się badany.
— Ale jest, jak słyszeliśmy, bardzo słabego zdrowia — wtrąciła de Prie, nie mogąc się już powstrzymać. — Czyż ta choroba, na którą cierpiała w dzieciństwie, śladów po sobie nie zostawiła? Powszechnie utrzymują, że ona jest nieuleczalną.
Podstępnie wtrącone pytanie znalazło Włodka tak nieprzygotowanym do jakiejkolwiek odpowiedzi, iż stanął osłupiały, wlepił oczy w mówiącą, usta mu się nieco zdumieniem otworzyły, ale nie śmiał rzec słowa. Nie rozumiał...
Pani de Prie czekała na odpowiedź.
— Choroba? choroba? — począł nareszcie Włodek. — Ja jak żyję, o żadnej jej chorobie, a tem mniej o takiej, któraby nieuleczalną była, nie słyszałem.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.