Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan to przecie łatwo rozumiesz, — przerwała de Prie — że królewnie wszyscy zazdroszczą, wymyślają więc to, coby jej zaszkodzić mogło i zrazić do niej. O zaszczyt zasiadania na tronie Francji nie wahają się dobijać podstępem, potwarzą i kłamstwami.
Zżymnął się Włodek rubasznie.
— Naprawdę — rzekł — ciekawym o jakiej chorobie mówić mogą?
Pani de Prie pocichu wymieniła ją i spojrzała mu w oczy.
— To tak do prawdy podobne, — ozwał się pogardliwie — jakby kto mnie o suchoty posądził. Sensu w tem niema. Ależ plotkę nawet czemś muszą popierać.
Pani de Prie, której teraz szło o to, ażeby wieść, rozsiana zawczasu, doszła Leszczyńskich i żeby się z niej zwycięsko wytłumaczyć mogli, wyspowiadała potrosze dworzaninowi, co mu powierzyć mogła.
— W Tuilleries i Wersalu chodzi — mówiła — plotka, widocznie z Lotaryngji przywieziona, w formie przestrogi, że królowa Leszczyńska nawet na tę słabość córki miała się radzić sławnej mniszki w Trewirze, która na nią leczyć umiała.
Włodek słuchał, na twarzy jego widać było oburzenie i pogardę. Nie odpowiedział potem długo i dopiero zagadnięty wprost począł mówić już ostygły.
— Admiruję, jak to wszystko zręcznie osnute. W Trewirze mniszki odszukać niełatwo, w potrzebie okaże się, że nie żyje, a gdy kłamstwo będzie jawne, można jeszcze powiedzieć, że zmarła siostra Anna chorobie tej podlegała i że jedną wzięto za drugą.
— Tymczasem — poczęła, trochę zapominając o swem incognito, de Prie — słyszałam, że książę Bourbon zmuszonym będzie tej niedorzecznej baśni dochodzić źródła i jawnie kłam jej zadać, bo się z nią po Paryżu noszą...
— Jest ona tak widoczną, — przerwał Włodek — że ktokolwiek króla i jego rodzinę zna bliżej, śmiać się z niej musi. Na nieszczęście zdaleka wszystko