Był to jakiś stryj księżniczki, wybrany dla tych swych ujemnych przymiotów na opiekuna przez księżnę Eufrezyę, ażeby jak najmniej jej zawadzał.
Pierwszy to raz ktoś księcia Marcina brał tak na seryo i podnosił go do godności, o którą się nigdy nie dobijał. Dziwił się wyborowi kuzynki, lecz odrzucić go nie mógł, a obowiązki swe spełniał z takiem zaparciem się własnych przekonań, iż księżna matka odchwalić się go nie mogła.
Książe Marcin nie był może umysłowo tak upośledzony jak się wydawał, lecz po żwawo spędzonej młodości i różnych przejściach doszedł do tej zasady, że z ludźmi o nic się spierać nie warto, najwygodniej jest potakiwać, uśmiechać się i żadnej nigdy walki nie rozpoczynać.
Książę Marcin też milczał najczęściej, miał dar słuchania wielki, słuchał inteligientnie i potakiwał w miejscu, trafnie, z rozmaitemi stopniowaniami, co gadułów uszczęśliwiało. Nazywano go skąpym, w istocie był oszczędny, a próżności miał tak mało, że nigdy dla niej grosza nie poświęcał. W chwili gdy go w salonie znajdujemy oczekującego z innymi na herbatę, — siedział twarzą zwrócony do starej księżny z attencyą wielką i obrachowanym kierunkiem oczu, które z największą łatwością mogły się przenieść ku księżniczce Jadwidze.
Czwartym i ostatnim w salonie był młodzieniec tak piękny, że gdyby nawet oblicze jego nie miało na sobie dobitnie wyciśniętego piętna intelligencyi rozwiniętej szczęśliwie — musiałby zwrócić oczy na siebie. Słuszny, brunet, zbudowany jak posąg Apollina, kształtny, z wyrazem wielkiej, arystokratycznej dy-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.