Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdybym cię nie znał — rzekł wysłuchawszy — posądziłbym, że kłamiesz. Wypadek jest nieprawdopodobny... położenie było w istocie trudne, a mimo to...
— Lecz chodziło o życie! przerwał Celestyn. Michał zrobił minę niedowierzającą.
— Gdybyś ty był miał siłę powstrzymania jej, rzekł, mogłoby się to wcale inaczej skończyć. Byłaby ochłonęła... i —
— Ale ja ją kocham! zakrzyknął Celestyn.
— Otóż właśnie — to nieszczęście! rzekł Michał. Skończona rzecz, nie mówmy o tem.
Pomimo tak zamkniętej rozmowy, Celestyn chciał rady, jak miał z ojcem postąpić...
Michał byłby się może zebrał na nią, lecz służący wszedł, wzywając go na obiad na górę. Czekano na niego.
Celestyn prosił, aby mógł pozostać w mieszkaniu i spocząć trochę, a wychodzącemu Michałowi szepnął na ucho:
— Błagam cię — nikomu ani słowa!
Po wyjściu przyjaciela jak skamieniały pozostał w fotelu.
Wracający Michał znalazł go nieporuszonym, tak jak porzucił. Obudzał w nim litość. Szczęście jego miało wszystkie oznaki boleści i przygnębienia. Nie odezwał się litościwy Michał z niczem, coby go bardziej jeszcze rozdraźnić mogło. Mówili o rzeczach zupełnie obojętnych. Dopiero nierychło, gdy Celestyn powtórzył prośbę o zachowanie tajemnicy, Michał poruszył głową i rzekł cicho: