wiem co stało nadzwyczajnego. Toż prosta rzecz! mruknęła pani Monika, i po namyśle niewielkim wymknęła się, śpiesząc do męża...
U pani Żuliety wieczorem w kilka tygodni po opisanych wypadkach zgromadzeni byli znowu wszyscy ci członkowie rodziny, których tu widzieliśmy pierwszym razem naradzających się i narzekających na niepojęty wybryk księżniczki Jadwigi. Stanęło naówczas na tem, iż wszelkiemi możliwemi środkami familia starać się miała o rozerwanie małżeństwa projektowanego które jako poczwarne i niemożliwe jednozgodnie obwołano.
W środkach tych w ciągu upłynionego czasu nie przebierano zapewne, jednakże po twarzach osób zebranych nie widać było najmniejszej oznaki zwycięztwa ani jego nadziei. Lica były chmurne, nadąsane, smutne; milczenie długie świadczyło, że rozmowa się wyczerpała, zostawując po sobie kwasy i wzajemne urazy.
Nawet łagodny zwykle i akkomodujący się ks. Marcin, gotowy do największych ofiar dla miłego spokoju, chodził wzburzony po salonie, trąc włosy nie-