panienka dawała mu wskazówki bardzo trafne. Nie miał dla niej tajemnic, bo gdyby nawet chciał w sobie zachować, umiała z niego wydobyć wszystko. Kazała mu po wyniesieniu się od rodziców, nająć mieszkanie w blizkości pałacu. Nie pytając go o środki, przepisała nawet jakie ono być miało, — wchodziła w najmniejsze szczegóły.
Z rana Celesyn musiał się stawić, jak tylko była ubrana.
Przychodził tu na śniadanie, po którem wyprawiano go z najrozmaitszemi poleceniami. Czasem księżniczka jadąc z matką, zabierała go z sobą, afiszując się, jak mówiła ze śmiechem — naumyślnie.
Przygotowania do wesela całą ją zaprzątały... Matka jak we wszystkich jej zachciankach tak i w tem ulegała pieszczoszce, ciesząc się, że Jadzia pod ciepłym promieniem szczęścia odzyskiwała zdrowie, siły, świeżość, jakich nigdy nie miała. Wypiękniała nawet, tak, iż wszyscy przyznawali to z przekąsem, mówiąc o cudownem uleczeniu...
Celestyn mało godzin miał wolnych, bo księżniczka ciągle go mieć chciała przy sobie; a dość się jej było zmarszczyć, aby matkę protestującą czasem nieśmiało, zmusić do milczenia.
Siadywali więc narzeczeni po całych dniach z sobą, a nic im tej miłej samotności nie przerywało, bo goście prawie zupełnie bywać u księżny przestali. Obcy przychodzili radko z ceremonialnemi wizytami, familia ostentacyjnie usunęła się oprócz jednej pani Żuliety... I ta nawet bywając prawie codzień, zdawała się z tem ukrywać; przychodziła do księżny, rzadko widywała Jadzię, unikała spotkania z Celestynem.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.