kę, i dalej prowadziła rozmowę z kuzynem, do której wesoło i śmiało przyłączyła się księżniczka Jadwiga.
Przy herbacie gość ów, którego tu zwano panem Celestynem, zachował się milcząco i jak przystało komuś, który jest zaledwie przypuszczony do — wyższego towarzystwa.
Nikt go nie zagadnął, tylko oczy księżniczki Jadwigi ciągle prześladowały, a że siedziała naprzeciw, choć dalej trochę, łatwo jej było niepostrzeżonej przez matkę prowadzić dalej tę niemą rozmowę.
Trwało to dosyć długo, aż wreszcie książę Marcin żegnać się począł, a pan Celestyn wstał także i poszedł za jego przykładem.
Księżniczka zmrużonemi oczyma bardzo znaczągo pożegnała go i dała znak głową.
Gdy matka i córka pozostały same, milczenie zapanowało w salonie. Troskliwy wzrok księżny ciągle śledził wyraz twarzy córki, siedzącej w zamyśleniu chmurnem. Widocznem było, że księżna coś powiedzieć chciała, a wstrzymywała się i nie śmiała począć.
— Cóż ci dziś jest Jadziu droga? — odezwała się wreszcie, przykładając jej rękę do czoła...
Czoło to namarszczyło się groźno... Dziecko wiedziało, że najlepszym sposobem oswobodzenia się od pytań natrętnych matki, było — okazać się cierpiącą i nadąsaną.
— Ale cóż mi ma być? odpowiedziała kwaśno... Nic mi nie jest...
— Zmęczona jesteś — dodała wzdychając księżna i poruszając się niespokojnie. Ty wiesz, moje najdroższe, jedyne dziecię, jak ja cię kocham, i że niebabym
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.