gnała go urażona, zimniejsza niż przyszła, i na wschodach łzy się jej puściły znowu.
— A! nie nasz to już Celestyn, wołała w duszy, nie ten, któregośmy kochali i który był tak kochania godzien! Jak ta niegodziwa kobieta zmienić go i ostudzić potrafiła...
Tak myślała biedna, lecz nim dojechała na Pragę, wymogła na sobie, by nie dać poznać matce smutku, jakiego doznała. Litościwe dziecko zamknęło w sobie boleść, postanawiając przynieść strapionej matce choć kłamaną pociechę...
Jednego z pierwszych dni sierpniowych, rodzina wielce rozgałęziona księżny Eufrezyi, bliżsi i dalsi powinowaci, znajomi, przyjaciele odebrali sztychowane zawiadomienie urzędowe o mającym się nazajutrz odbyć ślubie księżniczki Jadwigi z panem Celestynem Junoszą Kormanowskim, a razem zaproszenie, aby bytnością swą obrzęd ten zaszczycić raczyli.
Mówiliśmy już, że familia najuroczyściej się zobowiązała wskazać nieobecnością swą, jak dalece wyboru nie pochwalała. Jeden tylko ks. Marcin jako opiekun nie mógł uwolnić się od assystowania ślubowi. Za to rodzina wszelkiemi możliwemi środkami