Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

nie, jakie czytanie sprawiało, wesołem być musiało... List charakterem szerokim i dużym pisany, zajmował cztery ogromne stronnice, a na ostatniej w poprzek jeszcze raz był podkreślony dodatkami...
Koperta na ławce leżąca, miała na sobie pocztowe oznaki pochodzenia z zagranicy.
W ciągu kilku miesięcy tych, księżna matka niewiele się zmieniła, powietrze tylko wiejskie trochę zwiędłą twarz jej odżywiło...
Odczytawszy, a raczej pożarłszy list córki, księżna wróciła znowu do początku jego, ciągle jeszcze nie widząc Podroby, który w milczeniu spoglądał na swą panią i zdawał się pilno ją studyować. Słowik tymczasem wyśpiewywał, i lekkim poruszane wietrzykiem, gałęzie lip szemrały.
W dali widać było z po za starych drzew różne części ogromnego ogrodu i parku zbyszowskiego. Cale pańska to była rezydencya, choć z drugiej strony stojący dwór powierzchowność miał staroświecką i niewspaniałą. Drewniana, długa, z wysokim dachem budowa, niejednego planu i pokroju, była dziełem różnych czasów zlepionem dosyć nieforemnie. Z jednego tylko końca po za klombami wystawało skrzydło piętrowe rozpoczęte, mieszkalne, niby projekt nowego pałacu, który nie przyszedł do skutku. Łączyło się ono ze starym dworem, zapowiadając mu ruinę. Tymczasem jednak przybysz ten i dawny gmach żyli z sobą w zgodzie...
Ogród też nie był jednolity. Część jego bliższa dworu składała się ze szpalerów starych, prosto wysadzanych ulic, kondygnacyj kilku, po za któremi