człowiek, którego ona do siebie podniosła, śmiał coś samoistnie poczynać, żądać dla siebie...
Celestyn i przez przywiązanie dla żony, i przez wrodzoną łagodność, zastosował się skwapliwie do wszystkich jej kaprysów — lecz zawsze jeszcze poświęcenia się tego było mało. Jadzia zaczynała się skarżyć, że ją nie tak kochał jak się spodziewała... Miłość jej była tak wymagającą, iż nie znosiła nawet różnicy zdań w najmniejszej rzeczy. Celestyn powinien był jej prawdę uważać za jedyną możliwą i to co uznawała pięknem uwielbiać.
Najmniejsza sprzeczka o dzieło sztuki, o książkę, o zdanie jakieś, które Celestyn usiłował sprostować, doprowadzała ją do niecierpliwości i gniewu.
— Ja takiej miłości nie rozumiem, mówiła otwarcie. Tyś powinien poślubić wszystko co ja kocham, pragnąć czego ja żądam, nasze przekonania różnić się nie mogą. Nasze dusze i umysły muszą zlać się w jedno....
Spróbowawszy w początku łagodnie walczyć z tym despotyzmem, któremu ulegał we wszystkiem, oprócz zagadnień wyższych życia i tego co za prawdy zasadnicze uznawał, — Celestyn w końcu przekonawszy się o niemożliwości przezwyciężenia żony, zamknął się w zrezygnowanem milczeniu. Ale to gniewało Jadzię, czyniła mu wyrzuty, że ją nie znajdował godną rozprawiania i walki.
Bystrego pojęcia, odgadująca łatwo co się w duszy męża działo, Jadzia nie pominęła najmniejszej zręczności drobnego prześladowania, mającego prowadzić do zwycięzkiego podboju.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.