Księżniczka usłyszawszy to, wstała nagle z krzesła, i nie odpowiadając już nic, krokiem chwiejnym poczęła iść do pierwszego salonu. Matka wzięła ją niemal przemocą pod rękę i podtrzymując szła razem...
Nie mówiły już do siebie, ale na twarzy księżny Eufrezyi tak rozpaczliwy wyraz się wypiętnował, tak drżała, iż można było równie się o nią jak o córkę obawiać.
Scena ta nie musiała być ani niezwykłą, ani pierwszą, — bo w pogotowiu gdzieś stojąca średnich lat kobieta nadbiegła cichemi krokami, i wyręczając księżnę poprowadziła, coś szepcząc, pannę Jadwigę do jej pokoju.
Matka wlokła się za niemi jak nieprzytomna. Była tak zamyślona, że na zadane pytanie jej przez kamerdynera, po dwakroć powtórzone, odpowiedzi nie dała.
W salonie zatrzymawszy się nieco, księżna kazała sobie podać co potrzeba do pisania, ręką niepewną nakreśliła wyrazów parę i oddała służącemu.
Gdy potem pośpieszyła do pokoju córki, znalazła go zamkniętym, a u progu stojąca służba oznajmiła, że panienkę zaraz do łóżka trzeba było zanieść — i zdawało się, że usnąć miała.