sza jednak o wydatki, byle zdrową nam i silną powróciła...
Ze dworu poprowadziła księżna do ogrodu gościa, pokazując mu i tam wszystkie pomysły swe i wykonane upiększenia.
— Jednego mi żal — dodała — że oprócz Jadzi, która ma jak ja wiele gustu — mało kto się na tem pozna, co ja dla nich zrobiłam... Smak niewszystkim jest dany...
Książę starał się dowieść, iż on przynajmniej był nim obdarzony, ale zarazem dotknął tego, iż ludzie nawet najrozumniejsi, a bez pewnych tradycyj, nabyć go nigdy nie mogą.
Księżna się na to godziła. Gość usilnie się starając przypodobać, pozostał na obiedzie, zabawiał doskonale, dowcipował, badał, i doszedł do tego przekonania, iż — przy szczęśliwym składzie okoliczności — projekta życzliwych mu krewnych u matki nie znajdą oporu...
Po kilkakroć ks. Eufrezya z widoczną niechęcią i wstrętem odzywała się o mężu swej córki...
Ks. Eustaszek niby przypadkiem wspomniał, iż słyszał jakoby rodzona siostra „tego pana“ miała zamiar przyjąć obowiązki guwernantki w domu bogatego bankiera. Nie mogło to być przyjemnem familii.
Księżna usta zagryzła.
— Spodziewam się, że gdy ten pan powróci, a dowie się o tem, potrafi zapobiedz przecię... Jadzia może uczynić jakąś ofiarę, aby tego nie dopuścić. Byłby skandal dla nas wielce nieprzyjemny, a dla naszych nieprzyjaciół zbyt miły...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.