chciwy... zmusił ją, żeby mu wszystko oddała. Chce sam rządzić, gospodarować...
Żulieta załamała ręce.
— I tego Jadzi wyperswadować nie mogę... odda mu wszystko!! Postaw się w mojem położeniu, przy mojej miłości dla dziecka... zmuszona będąc patrzeć na to i milczeć... Już nie o majątek mi idzie — ale o dziecko! o dziecko — on ją zamęczy...
Chociaż markiza skłonna była do uwierzenia wszystkiemu, powieść księżny tak była żywo zabarwiona, tak jakoś nieprawdopodobna, że posądziła ją w duchu o przesadę. Zkądinąd wiedziano o niezmiernej powolności Celestyna.
Księżna na wspomnienie o tem, uniosła się tłómacząc ją hipokryzą i umyślnie odegrywaną komedyą, aby świat oszukać.
Markiza utrzymywała, że tu już chyba innej, nie ma rady nad — rozwód — na co się matka godziła; lecz... potrzeba było Jadzi otworzyć oczy...
W dodatku księżna obwiniła jeszcze Celestyna o nadzwyczajną rozrzutność, posądziła go o przywłaszczenie sobie pieniędzy żony — słowem oczerniła zięcia w najokrutniejszy sposób. Lecz co w tem wszystkiem najdziwaczniejszem było, to, że księżna cały szereg tych obwinień stworzywszy sobie, bez żadnych dowodów, najmocniej w prawdziwość ich uwierzyła. Wyobraźnia bujna i przywiązanie do córki w takich barwach jej stan rzeczy przedstawiały...
Nikt nad panią Żulietę nie był sposobniejszym do rozpowszechnienia tych potwarzy. Księżna wiedziała o tem dobrze i może rachowała na to.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/240
Ta strona została uwierzytelniona.