z boku siedzącą Milkę i — jakby oczarowany, nie mógł się od niej odwrócić.
Młoda pani postrzegła to i uczuła się obrażoną. Przybyły, chociaż wprędce odzyskał całą swą swobodę i salonową wprawę, choć strzegł się zbyt uwagę zwracać na tę zagadkową piękność, która go intrygowała mocno — miał jednak nieustanne dystrakcye. Wlepiał wejrzenie w tę twarzyczkę madonny jakby z jakiegoś obrazka Carla Dolce’go wykrojoną, i zamyślał się mimowolnie.
Kto to mógł być? Nie wytrzymał w końcu, i wziąwszy na bok Celestyna, zadał mu pytanie:
— Któż jest ta piękność?
— A! rozśmiał się Celestyn — jest to córka starego rządcy naszego, zamężna już, pani Zastawska.
Cichego szeptu z Celestynem, z wejrzeń rzucanych, Jadzia domyśliła się przedmiotu, i — ks. Eustaszek ukarany został groźnym wzrokiem...
Przy stole książę posadzony naprzeciwko uroczego tego zjawiska, unikał, wpatrywania się w nie, a jednak od wejrzeń ukradkowych wstrzymać się nie mógł. Kilka razy oczy się spotkały, i pani Zastawska spuściła je zakłopotana, krusząc w drobnych paluszkach chleb, mnąc serwetę, poprawując sukienkę.
W ciągu rozmowy, przez grzeczność odezwała się do niej kilka razy młoda pani, i — dała jej zręczność okazać, że w tem towarzystwie wcale się onieśmieloną nie czuła ani zbłąkaną. Mówiono po francuzku, a książę mógł ocenić doskonały akcent i wprawę pięknej sąsiadki.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/260
Ta strona została uwierzytelniona.