Po rozejściu się gości, książę Eustachy uproszony przez Jadzię, poszedł w missyi po członkach rodziny, aby ich skłonić, przez wzgląd na księżniczkę, do grzeczniejszego obejścia się z jej mężem. Nie zbywało na zręczności książątku, któreby było posłannictwo swe spełnić mogło, gdyby chciało. Lecz Eustaszek nie miał wielkiej ochoty ratowania Celestyna i w żart obracał rzecz całą.
Z hrabią Pawłem nawet mówić o tem wyraźniej nie było można. Z góry zamknął usta kuzynowi.
— Proszę cię — rzekł — zrobiliśmy to ustępstwo, iż przybywamy do nich. To dosyć! Nie idzie za tem, ażebym się ja miał kumać z tym jegomością i oglądać się na niego. Ja go wprost ignoruję. I to już wiele...
Hrabina Roza znajdowała, iż postąpiono sobie bardzo właściwie, i że żądać więcej od familii było śmieszną pretensyą.
— Wzięła sobie jakiegoś parobczaka za męża — wołała — niech go nam nie narzuca...
Hrabia Tymoleon applaudował zdaniu żony.
Książę Herman kazał za siebie odpowiedzieć panu Jerzemu, że ukłonił się przecież temu jegomości i impertynencyi mu żadnej nie zrobił.
Zbyteczną czułość i draźliwość męża księżniczki znajdowano po prostu śmieszną.
Nad ranem doktor nadjechał. Stan chorego był taki, iż zapalenie mózgu już rozpoznać mógł doktor i środki właściwe przepisać.
Jadzia wstając dowiedziała się od panny Klary, iż p. Celestyn jest bezprzytomny, ale doktora już ma przy sobie, a zatem nie ma się czego obawiać.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/271
Ta strona została uwierzytelniona.