Sama nie wiedziała co ją gnało do pałacu — nie zastanawiała się nad tem co czyni... Litość przemogła wszelkie względy... Znała doskonale cały dwór, który w czasie niebytności księżny stał dzieciom rządcy otworem; łatwo więc jej było przemknąć się niepostrzeżonej o mroku do sieni, w korytarz i do — mieszkania chorego. Zastała tam doktora tylko, który jej nie znał. Drżącym głosem odezwała się do niego, iż słyszała, że posługi przy chorym nie ma, a że pałacowa służba zajęta... możeby... ona...
Doktor usłyszawszy to, a ze skromnego stroju wziąwszy ją za sługę, choć twarzyczka go uderzyła, zawołał:
— To prawdziwie Opatrzność Boża tu pannę sprowadza (wziął ją za panienkę, tak wyglądała młodo). Koło chorego nie ma nikogo tylko ja... chłopca się nawet doprosić nie mogę... jestem na śmierć zmęczony, chciałbym choć w krześle spocząć. Na miłość bożą posiedź pani przy chorym, bo i okłady zmieniać potrzeba, i pić dawać...
Pani Zastawska w milczeniu zrzuciła z siebie chustkę, poszła do łóżka i — ani się zastanawiając nad następstwami swego kroku, objęła nadzór nad chorym.
Doktor nauczywszy ją co robić miała, sam padł w krzesło i zdrzemnął się.
Na folwarku Podroba przechadzał się zadumany i nadąsany na córkę: — Co się jej stało? myślał — czy oszalała? nigdym jej taką nie widział?
Po chwili jednak, ponieważ do tej Milki był przywiązany i chciał się z nią przejednać, otworzył drzwi jej pokoju. Córki nie było. Poszedł szukać
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/278
Ta strona została uwierzytelniona.