Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

rozejść. Michał ucałował przyjaciela z wielkiem uczuciem.
— Kochany mój — rzekł poważnie, — żal mi cię niewymownie, wpadłeś w niepotrzebną, przykrą, niesmaczną kabałę. Co najrychlej ratuj się heroiczną rejteradą. Innego sposobu nie ma...
Celestyn poszedł zamyślony. Około mostu znalazł jeden z tych lichych wózków, które zwykle Żydkom służą do wycieczek na Pragę, i znajomy woźnica podjął się go odwieźć do rodziców, których dworek stał dosyć daleko na małej uliczce przedmieścia.




Dworek pana Joachima Kormanowskiego, ktoby starego właściciela nie znał, starczył sam, by się w nim domyśleć było można ubogiego ale o dobro swe pieczołowitego człowieka. Była to posiadłość niewielka, nieimponująca — kawał spory ogrodu i drewniany dom porządny z przynależytościami, — ale miło było spojrzeć na to, tak czysto, starannie wszystko było utrzymane, tak wypielęgnowane.
Pewno nie przez próżną chętkę pochwalenia się tem, czuwano nad małą posiadłością, gdyż domowstwo stało z boku, w uliczce bez nazwiska, kędy rzadko kto przechodził.