Nadeszła wreszcie wiosna, i doktor już nie miał nic przeciwko wyjazdowi do Zbyszewa lub Warszawy. Celestyn czuł w sobie sił więcej niż miał ich w istocie.
W ciągu pobytu w miasteczku nie miał prawie żadnego towarzystwa, oprócz lekarza, z którym się zaprzyjaźnił. Doktor był żonaty od niedawna. W domu jego spędzał Celestyn często wieczory bardzo miłe. Tu też od niejakiego czasu spotykał się z panią Zastawską. Zrobiła ona znajomość z żoną doktora, sama się jej narzuciwszy, co trochę dziwiło panią konsyliarzową. Uderzało i to, że rozmaitemi przysługami starała się ją sobie pozyskać, zbliżyć się, i wciskała do ich domu.
Doktor, który poznał w niej ową Siostrę Miłosierdzia, co się narzuciła do pilnowania Celestyna, miał trochę podejrzenia, iż te odwiedziny i przyjaźń niekoniecznie dla nich tylko były przeznaczone. Po cichu mawiał żonie, że Zastawska musi się kochać w jego pacyencie.
Lecz były to proste domysły tylko, bo ani Celestyn, ani ta pani nie dawali najmniejszego pozoru jakiegoś miłosnego stosunku. Byli z sobą przyjaźnie, serdecznie, lecz z daleka. Prawda, że wieczorami gdy się spotykali w domu doktora, zasiadali na tak długie i ożywione rozmowy, iż często godzinę spóźnioną przypominać im musiano. Ale rozmów tych wszyscy słuchać mogli, toczyły się one o książkach, o ludziach, o świecie, o tych tysiącu zagadnień, na których lubią się próbować serca i umysły sobie sympatyczne.
W sporach ich nawet czuć było porozumienie ducha i wzajemną łączność jakąś.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/293
Ta strona została uwierzytelniona.