— Ale ja zdrów jestem! odparł Celestyn.
— Ale waćpan wyglądasz jak trup! przerwała księżna. Zobaczże się w zwierciadle. Jadzia — pan wiesz...
Celestyn zmieszany podniósł się z krzesła, chciał ją ująć za rękę, cofnęła się żywo.
— Proszę mnie nie dotykać! zawołała...
— Cóż mam zrobić z sobą? odezwał się tonem litość obudzającym.
Głos ten, postawa nieszczęśliwego zdały się wreszcie panią Jadwigę zawstydzać, że się tak okazała okrutną.
Nim się zebrała na odpowiedź, matka poczęła żywo:
— Najlepiej waćpan zrobisz, gdy pójdziesz do łóżka i poszlesz po Landlera...
— Ja się nie czuję chorym! powtórzył Celestyn. Droga może tylko zmęczyła; śpieszyłem tak, aby Jadzię zobaczyć.
Żona ruszyła ramionami.
— Czułości wcale nie w miejscu — odezwała się stara księżna; — najprzód potrzeba o tem myśleć, aby być do człowieka podobnym...
Jadwiga przyszła nieco do siebie i łagodniejszym głosem dodała:
— Potrzeba abyś się położył! Pisałeś, że jesteś zdrów, ale ten wiejski doktor nie umiał leczyć... Wyglądasz okropnie... w istocie, zastraszyłam się.
— Jadziu! wyjąknął Celestyn jakby błagając litości.
Księżna porwała za dzwonek i gwałtownie zaczęła nim poruszać.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/304
Ta strona została uwierzytelniona.