też może pokrzywdzonemu i nieszczęśliwemu, nad którego losem ubolewał — usłużyć.
Wieść o czemś co zaszło w pałacu między mężem a żoną, pomimo zalecanego wszystkim milczenia, przez same sługi, które były świadkami odprawy p. Celestyna, rozeszła się zaraz po mieście. Wprawdzie mówiono głucho o czemś, szczegółów nie wiedząc, lecz faktem było, że przybył mąż i w godzinę potem został zmuszony wyjechać, pomimo że się wydawał cierpiący. Służba prawie zawsze stająca po stronie mocniejszego i obawiająca się dość surowego pana Celestyna, radowała się z tego wypadku. Powiadano z pociechą, że już nie powróci, iż zawinił coś i grubo, i że mu się na oczy pokazywać zakazano.
Gadaniny te tak były dziwaczne i różne, iż niewiele z nich prawdy wyrozumieć było można, ale tem większą obudzały ciekawość. Familia dokładniej zawiadomiona została przez ks. Eustachego i jednogłośnie pochwalała energiczny występek księżny i pani Jadwigi. Ani jeden głos nie podniósł się za nieszczęśliwym, którego obrzucono potwarzami najniegodziwszego prowadzenia się, przywłaszczania funduszów, rozrzutności.
Rymund, który był w Warszawie, z ust książątka dowiedział się o wszystkiem. Nie okazał po sobie żadnego współczucia dla Celestyna, zamruczał coś, ruszył ramionami i głową potrząsł.
Ale nazajutrz zaraz w godzinie przyjęć zameldował się do księżny, która go nie lubiła, choć obawiając się ostrego języka, nie okazywała mu tego.
Zobaczywszy go, księżna zlękła się, aby jej nie czynił wymówek; ale Rymund wszedł z twarzą bardzo
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/325
Ta strona została uwierzytelniona.