On i żona zarówno, nie myśląc o sobie — chcieli dzieci przygotować do życia — dla nich gotowi byli wszystko poświęcić.
Syn Celestyn, o parę lat starszy od córki Leokadyi, od młodu okazywał zdolności wielkie. Skończył szkoły bardzo świetnie, uniwersytet ze wszystkiemi honorami, jakiemi on mógł obdarzyć. Niezupełnie jednak w myśl ojca poszedł pan Celestyn. Stary rad był go widzieć prawnikiem, a bodaj lekarzem, ale człowiekiem, któremuby nauka dawała chleb łatwy i sposób do życia zapewniony.
Tymczasem okazało się, że Celestyn nie miał ani powołania, ani ochoty do nauk prawnych i przyrodzonych. Zajmowała go literatura, języki, słowem właśnie te przedmioty, których praktyczne zastosowanie do życia, dla chleba — jest najtrudniejsze.
Rad nie rad ojciec zgodzić się musiał na to, by syn szedł za wskazówką własnego ducha. Celestyn więc wyuczył się języków, historyi, literatury, wielu pięknych rzeczy bardzo miłych dla niego, kształcących, lecz nieotwierających innego pola nad skromne powołanie nauczycielskie.
Trochę pieszczony przez matkę, przez siostrę, a nawet przez ojca, który się do tego nie przyznawał, że dla chłopca miał słabość wielką, Celestyn wyrósł na prześlicznego młodzieńca, którego sama powierzchowność ściągała oczy i budziła sympatyę, — ale na chudego pachołka miał nadto pańską postawę, do zbytku może lubił elegancyę dobrego smaku i przy spartańskim ojcu dziwnie jakoś się wydawał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.